(…) chcę jechać do Palestyny. – nie ma takiego kraju na mapie, proszę pana
Okupacja to takie momenty między ziemią ludzi a ich niebem. O tym, że „nasz problem z Zydami polega na tym , że trzy albo cztery pokolenia Palestyńczyków widzą u Zyda tylko chełm. Widzą Zyda wyłącznie w khaki i z palcem na cynglu”
O tym, że marzenia stają się niebezpieczniejsze, kiedy są „banalne”, żeby spokojnie przejść się po plaży, albo móc pochować babcię w jej ojczystej miejscowości.
O umyślnym skażeniu języka, o tym, że ten konflikt nie zaczął się w niebie i nie tam zostanie rozwiązany. Jest sporem o ziemię. Istotą nie jest niebo, ale „hełm, który uzurpuje sobie miano nieba, i karabin, od kilkudziesięciu lat wycelowany w nasze głowy”.
O tym, że w orkiestrze nie wystarczy, żeby niektórzy muzycy byli mistrzami w swoim fachu. Albo wszyscy grają po mistrzowsku, albo powstaje kakofonia.
Najgorsze w wojnach jest to, że sprowadzają wroga do jednej cechy. Kraj przestaje się składać z historii, języka, poezji, architektury, teatru, ogrodów, legend, z dziedzictwa. Staje się etykietą, piętnem, polem bitwy. To właśnie uczyniła wojna z takimi nazwami jak Palestyna, Wietnam, Liban, Bośnia, Kosowo, Afganistan, Irak.