(…) W 1938 sumienie świata milczało lub co najwyżej mruczało po cichu, zanim zapomniało i wybaczyło.

Jeśli w obliczu sytuacji w Ukrainie, mam polecić coś, co powinniśmy znać, to z pewnością będzie to Świat wczorajszy. Autor żył w latach 1881-1942, a ostatnie zdanie w jego liście pożegnalnym (popełnił z żoną samobójstwo) brzmiało: Ja, zbyt niecierpliwy, odchodzę.

W książce znalazłam spectrum twórczości p. Stefana. Od trudnej, pełnej wyzwań edukacji, po podróże, spotkania, inspiracje, liczne spektakularne sukcesy. Najsilniej zapada w pamięć wrażliwość, przenikliwość, i głęboka analiza potworności świata, ludzi, tragicznych losów, nieuniknionych i mimo doświadczeń… powtarzanych.

Mamy dużo o tolerancji, której nie uważano kiedyś za miękkość u słabość, lecz ceniono wysoko, jako wartość etyczną i o tym jak niebezpieczny może być człowiek. O edukacji w tym kardynalnej zasadzie ówczesnej pedagogiki, żeby nie ułatwiać młodzieży życia ani w domu, ani w szkole. I o podminowanych fundamentach, gdy wraz z nowym stuleciem rozpoczął się upadek wolności osobistej w Europie…

Choćby się człowiek nie wiem gdzie ukrył, los zawsze znajdzie do niego drogę, gdy jest mu potrzebny.

Nie jest pewnie przypadkiem, że Paryż często pojawia się w książkach po jakie sięgam. W pełni zgadzam się ze słowami autora, że „młody człowiek, który spędził rok w Paryżu, zachowa na całe życie nieporównywane z niczym wspomnienie szczęścia”. Uspokajające było czytanie o zwiedzaniu, delektowaniu się, odsłanianiu nam czytelnikom uroków miasta sprzed tragicznych wojen.

Ale potem już czarne chmury, strach, lęk i refleksje pierwszej i drugiej wojny światowej. Świat przed i pomiędzy i tak łatwo rzucane przeciwko sobie narody. O różnicy, gdy świat z 1939 roku nie miał już w sobie nic z naiwno-dziecięcej wiary, jaką miał świat z 1914 r. O propagandzie, bezsilności wobec przemocy, i przerażająco dziś brzmiącej myśli: nie przypuszczałem, że równie szybko jak ślady wojny znikną z pamięci ludzkiej wspomnienia o jej grozie.

Dziś w obliczu inwazji Rosji w Ukrainie, włos się jeży na głowie, gdy czytasz, że  kiedyś już padły słowa o „nie przeczuwaniu, że padniemy ofiarą niepohamowanej żądzy władzy jednego człowieka”.

Dużo o pierwotnym instynkcie zagłady i pędzie do barbarzyństwa, które jest w człowieku nie do wyplenienia, a historia zatacza koło, wraca wszystko, niczego nas nie uczy, daje lekcje, ale szybko zapominamy.

Bardzo ważna książka. Polecam