(…) Matka to nie ktoś, na kim można się oprzeć, lecz ktoś, kto uczy, jak się obchodzić bez oparcia
Jak zawsze najszybciej zapadają mi w pamięć historie odnoszące się do matki. To pewnie wiążę się z osobistą relacją, która jest dla mnie najważniejszą relacją w życiu. W historii u p. Mariusza ta relacja bohaterki z matką jest tak trudna, że człowiek zapada się w niej próbując zrozumieć.
„Kobieta w średnim wieku, niespecjalnie zdobna, bez widocznych pretensji w wyglądzie” – takie perełki powyciągałam też sobie i wiem, że zostaną na dłużej.
„Jak nie kichać? Nos się zadziera palcem do góry” – dopiero w odniesieniu do sytuacji w jakiej mała dziewczynka dostaje wskazówkę temat przestaje być taki leciutki.
„Szukam osób, które coś udają, albo udają, że czegoś w ich życiu nie ma” – o tym, czego może już nie być, kiedy zaczynasz być sobą, zmieniasz, odkrywasz, nie zgadzasz się na to jak było.
„Dorosły stajesz się dopiero, gdy stracisz to, co naprawdę kochasz” – z doświadczenia doskonale rozumiem opisaną rozpacz po odejściu kota.
Milada i Frantisek Mullerowie – starsza pani, siła bogactwa, poczucie, że wszystko jest możliwe i na wyciągnięcie ręki, zderzone z samotnością, przejęciem, pustką i przemijaniem.
Które wspomnienia są prawdziwe? – a w jakie zmyślone rzeczy wierzymy, co powtórzone, zobaczone kilka razy wydaje nam się oczywistością?
„Tata ożeniłby się z nową panią, która by ją tak biła, aż zabiła” – aż mi szara, ciężka kula spadła na serce w czasie czytania. Nie jest się w stanie pojąć ile bólu można zadać dziecku, jaką krzywdę wyrządzić, jakim być katem, bezwzględną, okrutną, która po zbrodni wraca do klasy.
„Co byś napisał w ostatnich słowach do świata? tylko jedno słowo – dziękuję” – ja też dziękuję, za Pana wrażliwość, uważność, dotykanie tam, gdzie boli, pokazywanie wyszczerbionych historii, które nie pozostawiają obojętnym.