(…) Po Warszawie krążył żart: UB ogłosił konkurs na najlepszy dowcip polityczny, pierwsza nagroda – 15 lat więzienia.

Bardzo ważna dla mnie lektura. O kataklizmach, które „pozwalają na chwilę zapomnieć o podziałach, wyzerować bilanse pretensji, tworzyć wspólnotę ocalonych”.

O ochotniczym odgruzowywaniu, i o tym, że podobno przeciętny warszawiak wdychał rocznie dwie cegły, czyli osiem kilo pyłu.

Sporo o tak dobrze mi znanych z różnych spotkań, warsztatów, animacji – domkach fińskich, ich pochodzeniu, rozmieszczeniu, planowaniu, wypisanym na nich cyrylicą słowie.

O ludziach płaczących na widok pierwszych kursujących tramwajów, możliwości pójścia do biblioteki na Koszykowej, na wystawę do Muzeum Narodowego czy uruchomieniu ponownie elektrowni na Powiślu.

Poruszające wrażenia Marii Dąbrowskiej z pierwszych chwil w zrujnowanym mieście, o krzątaniu się wokół rozgromionego mrowiska straganiku wśród ruin otaczających pl. Zbawiciela.

O brutalności władzy, ale też próbie innych realizowania ideału przestrzeni demokratycznej, dostępnej sprzyjającej społecznej interakcji.

Mokotów, Trasa W-Z, Żoliborz, Powiśle, Praga, Wisła – duże przeżycie przeczytać o tym co działo się po II wojnie. Warszawa – moje ukochane miasto.

I zapamiętane słowa p. Rzymowskiego, że ulice wielkiego miasta prowadza naród albo w kierunku postępu, albo w kierunku zacofania, albo do wielkości, albo do skarlenia, zależnie od tego, jak i przez kogo są budowane…