(…) Niezamężne kobiety po trzydziestce to przegrane psy.
Lubię ten moment, kiedy tytuł pojawia się już w treści książki i znajduję odpowiedź – dlaczego brzmi tak, a nie inaczej. Tu trafiłam na nią prawie na końcu książki.
Wachlarz losów, doświadczeń, tradycji. Od obowiązków przykładnej gospodyni, z zapamiętanym zdaniem, że „żona i maty tatami są najlepsze, gdy są nowe”, przez szkołę, nazywaną miejscem „społecznej kastracji” i niewychylanie się.
Dużo o pracy w której liczy się nie produktywność, ale liczba przepracowanych godzin. O nękaniu przez przełożonych, zmuszaniu do picia, nękaniu ze względu na wiek, prześladowaniu singielek.
Ale też pięknie o szukaniu szczęścia, a nie posłuszeństwa, wypływaniu na szerokie wody, a nie radzeniu sobie z morzem oczekiwań innych.
Zostają ze mną m.in. szokujące nazwy jak „makeinu”, czyli kobieta bez męża, bez dzieci, dosłownie „przegrany pies” i szokujące działania, jak „brykietowe samobójstwo”.
Niemniej ważne o usuwaniu ciąży ze względu na presję społeczną, samotnym macierzyństwie, wykluczeniu ze względu na brak rodzinnego rejestru, czy znoszeniu w cierpieniu społecznego ostracyzmu.
Pionizująco o przemocy, gwałtach, zagrożeniu, granicach przyzwoitości, silikonowych lalach i nastolatkach zapraszanych na luksusowe kolacje.
I kiedy myślisz, że już więcej nie można – trafiasz na historie o macających obcych rękach w porannym tłoku w pociągu lub metrze, ofiarach chikan i o zajmowaniu myśli dwoma kwestiami – skąd wziąć jedzenie i gdzie spędzić noc. Potem o zatruciu rtęcią – utracie czucia, bólach głowy, drżeniu mięśni, sanatoriach w których poddawano kobiety przymusowym aborcjom i wykrzywionych palcach przypominających, że nigdy nie będzie się czystą.
Wiele o tabu i zakazach by np. kobieta wchodziła na ring sumo lub była szefem sushi. O dyskryminacji i pozostawaniu w cieniu, ale też o trudnych wyborach, świadomości, budowaniu poczucia własne wartości, zmianie, wpływie i odwadze….
Nie mogłam się oderwać, bardzo polecam.