(…) jeśli musisz wybierać pomiędzy bezpieczeństwem a wolnością zawsze wybierz wolność
Rodzinne anegdotki, jak ta o grzybkach trzymających od spodu korzeniami kulę ziemską.
Refleksje o zatracaniu się w pracy, swego rodzaju znieczulaniu się, które pozwala dostrzegać ułomności życia, pracy pozwalającej utrzymać równowagę.
Szczególnie zapamiętam idee – przygotowywanie z prochów kosmokompostu, wybieranie drzewa, którego sadzonka wyrasta z Ciebie, z tego kompostu. I całych cmentarzach czy raczej parkach umarłych.
O niewygodnych prawdach, nie zamiataniu pod dywan, uczciwości, która nie wyklucza bycia okrutnym.
O marzeniach np. o pustych kościołach i zapamiętanych babci słowach – życie jest wspaniałe i krótkie jak przeciąg.
O nie byciu w zgodzie ze stadem, sprytnych kaczkach, nagrodach dla przeciętnych i przekonaniu, że pretensja do rodziców jest najgłupszą z możliwych rzeczy, bo to zależność całych generacji.
O siurach murach typu, że dupa nie jest z mydła, miłość i sraczka przychodzą znienacka plus „używaj, bo na starość z tego kawy pić nie będziesz”.
O tym, że w naturze człowieka jest i mrok i światło i, że wchodzenie w mrok jest najbardziej interesujące, jasność strasznie się zużywa i jest krótkotrwała.