(…) Młyny sprawiedliwości oszczędzają morderców. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dokopać ofiarom.
O pracy Diny, Żydówki z Brna w obozie cygańskim, malowaniu akwarelą portretów na polecenie Mengele, o pytaniach: co czuła poddana takiej presji? Kim byli dla niej Cyganie, których imion nie zapamiętała?
Szczególnie mrożącym krew w żyłach: „Zdjęłam jej tę apaszkę i udrapowałam wokół głowy. Poprosiłam, żeby się trochę uśmiechnęła. Na to ona, że właśnie zmarła jej dwumiesięczna córka, bo ona nie miała pokarmu. Więcej już nie prosiłam o uśmiech”.
O ofiarach w tym wszystkich 378 dzieciach urodzonych w Zigeunerlager, o chorobach, rozkazach, doświadczeniach i refleksji – Im milszy wygląd miał esesman, tym większym okazywał się mordercą.
O oskarżeniach, procesach, szukaniu ocalałych, wyrokach, uniewinnieniach, emigracji, o tym, że „młodość sądzi, dojrzałość rozgrzesza”.
O strasznej przeszłości, żadnych świadków dzieciństwa, ciągłym rozpamiętywaniu, rozpaczy, o tym, że sztuka nie powinna służyć ludobójstwu.
O historii, której nie wolno nam zapomnieć, o zagładzie, odczłowieczeniu, tu szczególnie wiele też o tożsamości romskiej, o której niezbyt wiele wiemy, a powinniśmy.