(…) Słyszałem w życiu więcej dowcipów o obłąkanych psychiatrach niż zjadłem kotletów na obiad.
Teoretycznie z rodziną tylko na zdjęciu, ale tak naprawdę, z rodziny wychodzimy, zakładamy własną, łączymy, przenosimy, wściekamy się, dziwimy i każdego dnia mierzymy, gimnastykujemy z tematem.
Panowie wykładają na stół m.in. przyczyny atrakcyjności u ludzi, nieświadome dobieranie się w pary, osób, których rodziny funkcjonują w podobny sposób, ale też strach, nieporadność, nierealistyczne oczekiwania, jako skutki braku kontaktów z odmienną płcią w okresie dojrzewania.
Sporo jest o relacjach opartych na ciągłej walce, tzw. podwójnych wiązaniach, uwikłaniach, czy skutkach chronienia dzieci przed przemocą zawartą w tradycyjnych bajkowych wątkach.
Podbijamy, że niejednokrotnie problemem nie są „trudne” emocje, ale zaprzeczanie, że się je posiada, i jak wielu ludzi „musi” używać swoich oponentów w charakterze kubłów na odpadki, do których może zwalać wszystkie niemożliwe do zaakceptowania fragmenty samych siebie.
Ciekawie o maskowanej depresji, ogromnej presji ze strony rodziców, różnym stosunku do autorytetów, subtelnej różnicy pomiędzy konformizmem i niezależnością, i równowagą między bycie robotem i niesfornym dzieciakiem.
Nie ze wszystkim mi po drodze – głównie w kwestii klapsów, natręctw, i skłonności homoseksualnych. Miałam mieszane uczucia, i nie zgadzam się z opinią autorów, to pozostałe zagadnienia wpisują się w to, co przysunąć, odsunąć, zobaczyć perspektywę.
„Zdolność do matkowania samemu sobie sprawia, że człowiek ma poczucie wewnętrznej autonomii”.
Znalazłam tu też chińskie błogosławieństwo – „Obyś żył w nieciekawych czasach” – które oznacza „obyś miał spokojne życie”, które szczególnie zapadło mi w pamięć w obliczu kolejnego dnia wojny w Ukrainie.